sobota, 15 kwietnia 2017

XI


 "Małżeństwa bywają nieszczęśliwe nie z braku miłości, ale z braku przyjaźni."




Tokio Hotel - Something New






Przez ostatnie dziesięć minut nie pamiętałam o istnieniu świata, pracy, obowiązkach, nawet o możliwości utraty pracy przez moje rozkojarzenie. Jednak chyba się nie przesłyszałam? Blondyn stał dumnie ze skrzyżowanymi dłońmi na klatce piersiowej i przyglądał się mojej osobie, oczekując przy tym jakiejkolwiek odpowiedzi, a najbardziej tej, bym się zgodziła na jego propozycję. Ślub. Próbowałam wyjaśnić sama sobie co mu strzeliło do głowy, by od tak chcieć wziąć ślub z osobą, której na oczy nie widział przez ostatnie 11 lat. Jednak tu chodziło o moją... naszą córkę. Z jednej strony miał cholerną rację, nie chciałam by Amelie nadal przebywała w Domu Dziecka, ale chciałam by miała dom, kochającą rodzinę. Nawet gdyby wszystko się udało i była z nami, próbowałabym naprawić wszystko, zrekompensować jej cały pobyt w miejscu, w którym nie powinna była się znajdować. Kochałabym ją z całego serca jednak bardziej martwiłoby mnie jak zachowywałby się wobec niej Bill. Od kiedy się zmienił nie do poznania, nie okazuje uczuć, nie stara się. Bałam się, że Amelie będzie wtedy odtrącona przez niego. Z drugiej strony nie chciałam za niego wychodzić, w końcu małżeństwo to coś poważnego a ja nie miałam zamiaru wychodzić za mąż za kogoś bez miłości, kto stał się bezczelny, arogancki i ma problemy z samym sobą. Chociaż jak to mówią “stara miłość nie rdzewieje”, a ja mimo upływu czasu nadal coś do niego czuję. Tylko co? Wzięłam głębszy wdech powietrza, po czym wypuściłam je powoli z płuc, chcąc się jakoś uspokoić. Nadal nie wiedziałam co mam powiedzieć, czułam się jakby ktoś zaszył mi usta, przez co nie mogłam wydusić z siebie ani jednego słowa. Blondyn nadal mi się przyglądał, jednak widać było po nim, że jego cierpliwość powoli się kończy.

- Długo tak będziesz milczeć? Jeszcze trochę i spóźnię się na spotkanie z bardzo ważną osobą. Szybka decyzja: tak lub nie. - odparł, opierając się łokciem o podłokietnik krzesła i bawiąc sygnetem, który zauważyłam na jego serdecznym palcu. “Boże, dopomóż!”. Nie wiedziałam co mam robić, jak zachować, jednak wiedziałam jedno. Chciałam by Amelie miała dom. Niech stracę pracę, dom, wolność, życie, jednak chcę by za to moja córka była w końcu szczęśliwa i kochana.
- Dobrze... Ale wyjdę za Ciebie tylko, by mieć z powrotem przy sobie córkę. - wyszeptałam, czując jak nogi zaczynają mi się powoli uginać. Miałam mieszane uczucia co do podjętej przeze mnie decyzji, jednak nie widziałam innego wyjścia. Na twarzy Billa pojawił się szeroki uśmiech, na co sama miałam zamiar się uśmiechnąć. Taki widok był mi już nieznany, a ostatni raz widziałam go uśmiechniętego zanim zniknął z mojego życia. Powstrzymałam się jednak od uśmiechania się i przeniosłam wzrok na stertę akt i dokumentów, którymi miałam się już dawno temu zająć. Chciałam już sięgnąć po sztywną papierową teczkę, jednak w gabinecie rozległo się pukanie do drzwi. - Proszę. - odparłam, na co ja i Bill spojrzeliśmy się w stronę drzwi, które zaczęły się powoli uchylać. Nie spodziewałam się takiego gościa a Bill na widok znanej mu osoby wstał z krzesła.
- Tom? Co tu robisz? - spojrzał się na swojego brata zdziwiony jego obecnością w Urzędzie. Tom wszedł do gabinetu, spoglądając na bliźniaka w ten sam sposób.
- Powinienem spytać Cię o to samo. - odparł, po czym spojrzał się na mnie ze smutkiem w oczach, jakiego nigdy w życiu nie widziałam. - Ness, możemy porozmawiać? - jedynie przytaknęłam głową i spojrzałam się na blondyna, który tylko spojrzał się na swój złoty zegarek.
- To ja Was zostawiam, muszę się śpieszyć na spotkanie. Spotkajmy się wszyscy o 20 w domu rodziców, zadzwonię do nich później i poinformuję ich o wspólnej kolacji. Twoja obecność Anastasio jest obowiązkowa. - mruknął pod nosem, opuszczając mój gabinet a po chwili budynek Prokuratury. Spojrzałam się na Toma, który nie przypominał samego siebie. Podkrążone oczy, blada buzia uświadomiły mnie, że brunet jest całkowicie przemęczony.
- Wiem, że nie powinienem przychodzić do Ciebie z taką sprawą bo w końcu ty oskarżasz ludzi, a nie bronisz, ale pomyślałem, że skoro studiowałaś prawo i je znasz to może mi jakoś pomożesz... - odparł, siadając na miejscu Billa, który jeszcze dwadzieścia minut temu siedział na tym samym krześle co brunet.
- Co się stało, Tom? - spytałam, na co brunet jedynie przetarł zmęczone oczy i westchnął głośno.
- Chodzi o Rię. Rozwodzimy się i chyba wiesz jak to jest jak się nie podpisze intercyzy przed ślubem. Nie mam zamiaru dawać jej nawet jednego dolara, tym bardziej, że puszczała się z byle kim i zaczęła brać... - to co usłyszałam wprawiło mnie w osłupienie. Jeszcze niedawno wyglądali na szczęśliwych, David miał kochających się rodziców, a teraz brunet oznajmia mi, że się rozwodzą i to z jakich powodów! Musiałam przyznać, że ten dzień był pełny niespodzianek i nie tych pozytywnych.
- Tom... Tak mi przykro... Nie wiem co powiedzieć. Jeśli udowodnisz przed sądem jej liczne zdrady, to że coś bierze, Sędzia na pewno weźmie to pod uwagę i nie będzie podziału majątku, jeśli wszystko co mieliście było na Ciebie lub po prostu Twoje. Ale co z Davidem? - Tom na moją odpowiedź uśmiechnął się blado. Może dałam mu trochę nadziei na to, że sprawę rozwodową ma wygraną i nie będzie się teraz tak stresować.
- David zostanie ze mną. Nie dopuszczę by miała do niego jakiekolwiek prawa. Nie pozwolę na to.





No i jest o wiele dłuższy, niż reszta odcinków. W ogóle chciałabym podziękować tym, co byli w Warszawie. Koncert był MEGA a słowa Billa tylko utwierdziły mnie w przekonaniu, że Aliens to jednak zajebista rodzina, a FRIENDS ALIENS to już w ogóle ;-D. No tak... I Wesołych Świąt!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz