poniedziałek, 20 marca 2017

IX

"Kto chce świecić, ten musi się spalać." - Wincenty Rzymowski










Od ostatniego incydentu minęły długie dwa tygodnie, przynajmniej jak dla mnie. W mojej głowie wciąż krążyły myśli o ostatnim temacie rozmowy mojej z Billem. Przez to wszystko nie potrafiłam skupić się na swojej pracy, przez co co chwilę biegałam do Prokuratora Generalnego na dywanik i rozmowę, na temat mojego rozkojarzenia. Nawet wtedy nie byłam w stanie go słuchać, próbowałam cokolwiek wyczytać z ruchu jego warg, jednak nawet tego nie byłam w stanie zrobić. Od ponad tygodnia nie mogłam w nocy zasnąć, nie potrafiłam znaleźć sobie miejsca we własnym mieszkaniu. Co lepsze, nawet spacer mi nie pomagał i jeszcze ta sprawa z nieznajomym, którego ostatnio widziała moja sąsiadka pod moim domem. Co dziennie miałam wszystkiego już dość, miałam ochotę rzucić to wszystko, udać się do domu, wypić gorącą zieloną herbatę i w końcu odespać wszystkie nieprzespane noce. Jednak mogłam o tym jedynie pomarzyć.
- Panno Anastasio, rozumiem, że każdy miewa w życiu problemy. Jednak nie może Pani pozwolić by wpłynęło to na Pani pracę. Jako Prokurator musi być Pani pewna siebie, stanowcza i przede wszystkim ogarnięta. - uniosły ton głosu przełożonego sprawił, że na moich dłoniach pojawiła się gęsia skórka. "No pewnie, zwolnij mnie jeszcze..." Jedyne co zrobiłam to westchnęłam bezradnie, przytakując spokojnie głową na każde jego słowo. - Przepraszam Panie Prokuratorze. To się więcej nie powtórzy... - wypowiedziałam ledwo słyszalnym tonem, po czym wstałam krzesła i powoli opuściłam gabinet starszego mężczyzny, zamykając za sobą drzwi. Sekretarka obok gabinetu rozmawiała z kimś przez telefon, a ja nie chcąc zagłuszać jej rozmowy, po cichu stawiałam kroki w czarnych szpilkach. Nie zdążyłam postawić stopy za próg sekretariatu, a już usłyszałam za sobą głos ciemnowłosej kobiety. - Panno Mellerk, ma pani gościa u siebie. - Na jej słowa zmrużyłam powieki, nie przypominając sobie by ktokolwiek miał odwiedzić mnie w pracy. Podziękowałam jej, wymuszając na przemęczonej twarzy uśmiech, po czym ruszyłam do swojego gabinetu. Pierwsze co rzuciło mi się w oczy to uchylone delikatnie drzwi. Bez największej chęci na jakiekolwiek odwiedziny, weszłam spokojnie do środka, a zauważając znajomą mi dobrze postać, która stała odwrócona do mnie tyłem tuż przy oknie, zamknęłam automatycznie drzwi.
- Nie powinieneś tu przychodzić... - Nie chcąc by nasze spojrzenia się zetknęły, ruszyłam w stronę swojego biurka, po chwili zasiadając tuż przy nim w dużym skórzanym fotelu.
- Naprawdę? Jakoś mnie to nie przekonało, by móc przestać na Ciebie popatrzeć. - Blondyn jakby czuł się u siebie, usiadł od razu naprzeciwko mnie, zakładając nogę na nogę. Chciałam już zwrócić mu kolejną uwagę, jednak ugryzłam się w język, nie chcąc wywoływać w takim miejscu awantury. Dzięki temu w stu procentach mogłabym pożegnać się z pracą. Mimo, iż nie widziałam jak na mnie patrzy, czułam na sobie jego wzrok, który pożerał mnie w całości. Gdybym dopiero go poznała z pewnością poddałabym się, dała mu się uwieść a następnie żałowała, tak jak w tym momencie żałuję, że poszłam na tą zasraną kolację.
- O co ci do cholery chodzi?! Najpierw atakujesz mnie, bo oddałam naszą córkę do adopcji, traktując mnie przy tym jak ostatnie ścierwo. Potem przyznajesz mi rację, a teraz przychodzisz do mnie do pracy, do URZĘDU PRAWNEGO bo chcesz sobie na mnie popatrzeć?! Czy ja wyglądam na zabawkę, którą raz możesz rzucić o ścianę a po chwili przytulić? - W pewnym momencie nie potrafiłam znieść całego upokorzenia, jego zachowania a już tym bardziej jego metamorfozy. Mężczyzna spojrzał na mnie, po czym przewrócił oczami, jakby miał gdzieś moje słowa lub całą moją osobę. Po chwili wstał, podszedł do drzwi i znajdującym się w zamku kluczem, przekręcił kilkukrotnie złotym przedmiotem, blokując tym zamek. Mój oddech stawał się co raz cięższy i niespokojny, bałam się tego człowieka z każdą chwilą co raz bardziej.
- Po pierwsze nie drzyj się na mnie. Jeszcze szef Cię usłyszy i zostaniesz bezrobotną mrówką. Po drugie nie moja wina, że wyrosłaś na piękną i mądrą kobietę. To chyba normalne, że mężczyzna ma ochotę... troszkę popatrzeć na piękną kobietę? Po trzecie mam dla Ciebie króciutką informację. Otóż okazuje się droga Anastasio, że NASZA córka wciąż czeka na nowych rodziców. - Podszedł powoli do biurka, po czym oparł się o jego blat, nachylając się nad moją osobą. Słysząc ostatnie zdanie, miałam ochotę się rozwyć. Miałam nadzieję, że Amelia ma już nową rodzinę a teraz dowiaduję się, że od 11 lat wciąż przebywa w Domu Dziecka, bez nikogo bliskiego.
- Dlaczego mi o tym mówisz...? Po co w ogóle wracasz do tego tematu? - Spytałam, na co na jego twarzy pojawił się delikatny uśmiech, jakby za chwilę miał opowiedzieć najlepszy w swoim życiu kawał.
- Ponieważ złożyłem papiery o adopcję. - I ten kawał bardzo mu się udał...




No i tadam! Nie będę komentować swoich wypocin, jednak nie wiem czy do koncertu uda mi się coś napisać. Jeśli nie - DO ZOBACZENIA W WARSZAWIE KOCHANI FRIENDS! xoxo

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz