środa, 23 listopada 2016

VII

"W każdym spojrzeniu kryje się tajemnica, którą nie każdy może rozwiązać."











Chyba każdy z nas ma jakąś tajemnicę, o której nawet najbliższa nam osoba nie dowiedziała się do dnia dzisiejszego. Dzieci je za to uwielbiają. Ile razy w dzieciństwie mogliśmy usłyszeć od naszych rówieśników słowa typu "Powiedz mi swój sekret a ja powiem ci mój!" Ile razy zdołaliśmy rozczarować się ich zachowaniem, gdy zamiast dochować naszych słów w tajemnicy, one biegały do każdego i rozsiewały informację po całym podwórku wśród innych dzieciaków, jednak znaleźli się i tacy, którzy potrafili trzymać język za zębami. i na naszą prośbę o dochowaniu tajemnicy, robili to. Sekrety są różne; od małych nieistotnych informacji po mroczne i nieprzyjemne dla człowieka wydarzenia.








- Nie wiem o co Tobie chodzi, Bill.... - wypowiedziałam przez zęby, widząc jak w blondynie ponownie zbiera się złość. Boże, dopomóż! Mężczyzna jedynie zrobił krok w tył i przechylił delikatnie głowę w lewą stronę, jakby zastanawiał się w który policzek wymierzyć mi cios. Moim zdziwieniem było to, że nic nie zrobił. Jedyny ruch jaki wykonał było skrzyżowanie dłoni na klatce piersiowej. Po chwili ponownie zbliżył się do mojej osoby na tyle blisko, bym mogła znów czuć jego oddech na swojej skórze.
- Nie wiesz...? Przestań kłamać parszywa suko! Gdzie jest nasza córka?! - wrzasnął nagle a moje źrenice powiększyły się do rozmiaru ziela angielskiego. Czyżbym zapomniała wspomnieć? Nie. Po prostu nie chciałam o tym wspominać. Tak, byłam w ciąży, ja i Bill wpadliśmy po naszej jednej jedynej wspólnej nocy. Dowiedziałam się o tym dwa miesiące po jego zniknięciu, wtedy był to koniec pierwszego trymestru. A co z dzieckiem? Urodziłam dziewczynkę, której na imię dałam Amelie Rose. Niestety nie byłam w stanie jej wychować. Po śmierci mojej mamy zajęła się mną jej siostra a moja ciotka, której sytuacja finansowa nie pozwalała na posiadanie kolejnego dziecka pod dachem jej domu, tym bardziej, że sama miała jeszcze dwóch synów młodszych ode mnie o cztery lata. Jedynym wyjściem z tej sytuacji było oddanie maleństwa do domu dziecka. Nie chciałam tego robić, chciałam by została ze mną, przyglądać się jak rośnie z dnia na dzień, jak robi pierwsze kroki, usłyszeć jej pierwsze słowo.
- Bill, ja... Ma na pewno nową rodzinę... - Jego oczy przepełniała złość i to na tyle silna, że zaczęłam się bać człowieka, z którym dzieliłam połowę swojego życia.
- Oddałaś ją...? - spytał nieco ciszej, a ja tylko przytaknęłam głową, czując jak łzy spływają po moich policzkach. Nie byłam w stanie nic więcej powiedzieć. Przed oczyma miałam obraz zapłakanej siebie na szpitalnym łóżku, trzymającej w dłoniach zawiniętego w miękki kocyk aniołka, który spał spokojnie, jakby wiedział, że wszystko będzie dobrze. Wiedziałam, że nie miałam innego wyjścia. Próbowałam uspokoić się myślą, że mojej córeczce będzie lepiej z inną rodziną, która będzie w stanie wychować ją na silną i mądrą kobietę, zadba o edukacje i o to by miała w życiu wszystko co będzie jej potrzebne w rozwoju. Niestety nawet to nie pomagało. Przepłakałam tyle nocy i dni z tęsknoty za dzieckiem, które nosiłam pod swoim sercem przez całe dziewięć miesięcy.
W tym momencie poczułam jakby moje ciało przeszedł paraliż i zaczęłam płakać niczym małe dziecko, zsuwając się po ścianie na drewniane panele. Bezsilność. W końcu odwiedziła mnie po dłuższym czasie. - Jak... Jak jej dałaś na imię? - mężczyzna odwrócił się plecami i ruszył w stronę okna, które ukazywało nocną panoramę Los Angeles. Przyglądał się beznamiętnym wzrokiem wieżowcom, oczekując tylko odpowiedzi na swoje pytanie.
-Amelie Rose... - wydusiłam przez płacz, wycierając płynące po moim policzku słone łzy. Blondyn nawet nie zareagował. Stał tak w bezruchu i wpatrywał się w widoki zza okna, jakby myślał nad czymś ważnym. Wstałam z zimnej podłogi, przecierając ponownie przemęczoną oraz zapłakaną twarz, aż w końcu Bill odwrócił się i oparł o parapet, spoglądając w moją stronę.
-Próbuję zrozumieć czemu to zrobiłaś. Czemu oddałaś naszą córkę do adopcji? I w sumie dobrze zrobiłaś... Pamiętam, że nigdy lekko nie miałaś, a ja... Ja nawet nie nadaję się do roli czułego tatuśka, więc marnego miałaby rodzica.








No i to tyle! Tak. Wiem. Jak na taki długi czas nieobecności odcinek powinien być dłuższy... No ale... Nie jest on idealny, wszystko jako tako posklejane w kupę, aby się trzymało. Więc.. Miłego wieczoru. xoxo
P.S Ktoś umie robić ładne szablony?

2 komentarze:

  1. Nie rozumiem czemu nie ma tu komentarzy! Halo halo proszę o poparcie! Opowiadanie i historia jest genialna tylko mam nadzieję Że nie będziemy musiały czekać kolejny rok na następny roDzial �� i jedno ale... dlaczego taki krótki ten rozdział?!?

    OdpowiedzUsuń
  2. Ale... że CO?!
    Czytałam ten rozdział z rozdziawioną gębą i po kilku minutach nadal jestem w szoku. Musiałam odczekać, bo naprawdę nieźle mną wstrząsnęło.
    Ness w ciąży?! Z Billem?! Oddała dziecko?!
    WTF?!
    Nie noo... mistrzowskie!
    Pochłonęłam kilka tych rozdziałów jednym tchem! Niesamowite!
    Mam nadzieję, że jeszcze nie raz mnie zaskoczysz!
    Pozdrawiam serdecznie!

    http://in-your-fantasy.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń