piątek, 17 lipca 2015

I

"Anioł zaw­sze nas ochra­nia, jest da­rem bos­kim - nie trze­ba go wzy­wać. Ob­licze two­jego anioła uka­zuje się zaw­sze, gdy ze szlachet­nością od­no­sisz się do świata. Jest stru­mieniem, po­lem, błęki­tem nieba. " - Paulo Coelho




Rihanna ft. Kanye West & Paul McCartney - Four Five Seconds






Dzień w dzień oglądałam zdjęcia z dzieciństwa, wracając tym samym do przeszłości. Spoglądałam godzinami na jego twarz, zapamiętując tym samym każdy jego fragment. Wyglądał na szczęśliwego i nic nie wskazywało na to, by coś złego działo się w jego życiu. Pamiętam do dziś jak ostatni raz odprowadził mnie pod same drzwi domu, mówiąc "Do zobaczenia jutro. Będę na Ciebie czekać." Jednak te JUTRO nie nastąpiło.. Kiedy poszłam do niego na umówioną godzinę, nikogo już tam nie było. Nie było samochodu jego rodziców, dom stał pusty a na podjeździe stała tabliczka z napisem "Na sprzedaż". Znikł.... Przepadł niczym kamień w wodę. Odszedł tak po prostu, bez jakiegokolwiek słowa. Przepłakałam tyle nocy i dni, łudząc się, że wróci, próbowałam dopytywać jego sąsiadów, czy coś wiedzą na temat jego przeprowadzki, jednak nikt nie chciał o tym rozmawiać lub mówił, że po prostu nic nie wie. Co noc widziałam w snach jego twarz, nadal uśmiechniętą, jednak nawet tam nie otrzymywałam odpowiedzi na pytanie czemu odszedł.

Minęło równo 11 lat od jego zniknięcia, a ja nadal nie potrafiłam przestać tęsknić za kimś, kto zostawił swoją przyjaciółkę z dnia na dzień. Jak co wieczór przesiadywałam przy rozpalonym kominku, popijając lampkę czerwonego słodkiego wina i przeglądałam różnego rodzaju pamiątki, które były związane z Billem. Zastanawiałam się nad tym, co by było, gdybym go teraz spotkała? Co bym mu powiedziała? Zaczęłabym krzyczeć ze złości i tęsknoty, próbując dać mu do zrozumienia ile przecierpiałam po jego odejściu, czy rzuciłabym się ze szczęścia na jego szyję, zapominając o przeszłości? Żałosne.. Pewnie stałabym w miejscu jak kołek i nie kiwnęłabym nawet palcem, pozwalając mu tym samym na kolejne odejście.


Upiłam spory łyk czerwonego trunku i odstawiłam pusty kieliszek na podłogę. Chwyciłam szybko za swojego iPhone'a i spojrzałam się kilka razy na wyświetlacz, chcąc upewnić się, czy aby nikt nie dzwonił z Policji w sprawie jakiegoś zdarzenia. Od trzech lat spełniałam obowiązki jako Prokurator, co wiązało się z tygodniowymi dyżurami. O każdej porze dnia i nocy mogłam dostać wezwanie na oględziny miejsca jakiegoś wypadku bądź też czyjegoś zgonu, co wiązało się z niemiłym widokiem i licznymi koszmarami w nocy, chociaż miesięczna pensja w jakiś sposób mi to wynagradzała. Jednak pieniądze to nie wszystko. Nie kupię za to czyjejś miłości, zaufania.. Musiałam uważać a nawet pilnować samą siebie, by zajmowane przeze mnie stanowisko nie zniszczyło mojej osoby, by woda sodowa nie uderzyła mi do głowy tak jak innym Prokuratorom.

Nie zdążyłam odłożyć telefonu na stolik, a dźwięk dzwonka dał znać o przychodzącym połączeniu. Zamrugałam kilka razy oczyma i zmęczonym wzrokiem ledwo odczytałam imię swojej znajomej. Przesunęłam palcem po ekranie, odbierając tym samym połączenie i tuż po chwili przystawiłam urządzenie do ucha.
- Halo..? - ziewnęłam głośno, zakrywając drugą dłonią usta, co nie obeszło się bez głośnej reakcji Tiny, która zaczęła się śmiać  wniebogłosy. Razem z Tiną poznałyśmy się na studiach. We dwie studiowałyśmy prawo, jednak ona w przeciwieństwie do mnie poszła w stronę mecenasa. Od czasów studiów
stanowiłyśmy zgraną parę przyjaciółek, jednak zawsze twierdziłam, że nasza przyjaźń nie będzie taka sama jak ta z nim... Czemu ja do cholery ciągle o nim myślę?!
- Pracusiu, powinnaś leżeć w łóżku a nie pilnować dyżuru! Wyłącz ten telefon i wyśpij się w końcu! - na mojej twarzy mimowolnie wymalował się delikatny uśmiech, Tina zawsze dbała o to, bym się nie przepracowała. Zastępowała mi starszą siostrą, której nigdy nie miałam.
- Dobrze wiesz, że nie mogę. W razie czego musi być włączony. L.A to nie mała wioska, gdzie wypadki są raz na miesiąc, a wręcz przeciwnie. U nas to codzienność , Tina. Ktoś musi ukarać złoczyńców. - zaśmiałam się cicho pod nosem, wyobrażając sobie zirytowaną minę przyjaciółki.
- Anastasia, musisz dbać też o swoje zdrowie. Nie możesz tego zaniedbywać. Chyba nie chcesz trafić do szpitala, albo nabawić się jakiejś choroby? Wyłącz ten cholerny telefon lub wycisz dzwonek i kładź się do łóżka. I nie pij więcej beze mnie.... - mruknęła obrażona. Słysząc jej ostatnie słowa, moje oczy ze zdziwienia powiększyły się do wielkości dwóch polskich pięciozłotówek.
- Skąd...
- Po prostu wiem. Za dobrze Cię znam, Ness. DOBRANOC Pani Prokurator. - ostatnie co usłyszałam był sygnał rozłączonej rozmowy. Odsunęłam telefon od twarzy i zablokowałam ekran, chowając go do kieszeni dresowych spodni. Spojrzałam się na butelkę wina i westchnąwszy bezradnie zatkałam ją z powrotem korkiem, chowając później do barku. Zamykając szklane drzwiczki szafki, ziewnęłam ponownie, po czym stwierdziłam, że Tina miała rację. Musiałam w końcu odpocząć, nawet nie pamiętam kiedy ostatnio wzięłam sobie parę dni urlopu. Ledwo doczłapałam się do sypialni, w której bez jakiegokolwiek zastanowienia rzuciłam się na łóżko. Wystarczyło, że przyłożyłam głowę do miękkiej poduszki, a moje powieki zaczęły stawać się coraz cięższe. Nie wiem nawet kiedy zasnęłam.





- ... było morderstwo. Próbujemy zidentyfikować ofiarę, nie miał przy sobie żadnych dowodów ani portfela. Musisz przyjechać i sporządzić protokół z oględzin miejsca.. - mogłam już wczoraj się domyśleć, że weekend tak czy siak zacznę od pracy. Co za debil morduje nad ranem? Znajomy Policjant podał mi dokładny adres miejsca zdarzenia, który szybko zapisałam na pierwszej lepszej kartce, którą miałam pod ręką.
- Dajcie mi maksymalnie godzinę. Ogarnę się i przyjadę do Was, a Ty jak możesz sporządź notatkę urzędową z zawiadomienia oraz przybycia na miejsce morderstwa i plan dokonanych czynności, - wyrecytowałam niczym wierszyk, biegając po całym mieszkaniu. Gdzie są te spodnie?!
- Nie martw się, wszystko będzie gotowe już dzisiaj a w poniedziałek z samego rana dostaniesz akta w swoje ręce.
- Wielkie dzięki Sam. - tym samym rozłączyłam się i wznowiłam poszukiwania swoich ubrań. Kiedy tylko znalazłam swoja siwą koszulkę i podarte jeansy z Diverse, przebrałam się z dresów w codzienny outfit, długie brązowe włosy związałam w kucyk i bez zjedzenia żadnego śniadania chwyciłam za torebkę oraz kluczyki od samochodu. Wybiegłam z domu niczym struś pędziwiatr, zamykając za sobą wcześniej drzwi i chcąc jak najszybciej podejść do auta, poczułam silne uderzenie z obcym ciałem, a tuż po tym upadłam prosto na twardy chodnik.
- Przepraszam Panią bardzo, śpieszę się do pracy... - zaczęłam się tłumaczyć, jednak starsza kobieta nie przejęła się tym, że właśnie została potrącona przez kogoś obcego. Zaśmiała się cicho i podała mi swą dłoń, pomagając tym samym wstać z ziemi.
-Proszę się nie tłumaczyć, przecież nic złego się nie stało..- jej znajomy melodyjny głos sprawił, że mój umysł nabrał rześkości, oczy ponownie przybrały wielkość orbity, a serce zaczęło bić jak oszalałe, a tuż po chwili zamarło. Nie mogłam w to uwierzyć, to z pewnością nie był sen, nadal czułam ból pośladków po ich spotkaniu z twardą powierzchnią. Po jedenastu latach kobieta, która była jego matką znów stała naprzeciw mnie i jak zawsze z wyrzeźbionym szerokim i ciepłym uśmiechem na swojej drobnej twarzy.
- Pani Simone...?





Jeeeej! Naprawiłam tekst! A ile nerów... Miłego czytania xoxo.

1 komentarz:

  1. Rozdział ciekawy, miło się go czyta, tylko szkoda, że taki krótki ;).
    Ness jako pani prokurator? Wysoko się wspięła. Przez chwilę, gdy zadzwonił jej telefon w sprawie morderstwa pomyślałam, że to ktoś z otoczenia Bill'a. Ale jakoś taka wizja ich spotkania po 11 latach mi się nie widziała. I miałam rację. Napotkanie Simone na ulicy- niby pospolite, a jednak trafione :D. Ciekawa jestem jak ta cała sytuacja potoczy się dalej? Zaczną utrzymywać kontakt, czy wręcz przeciwnie? Czy tym razem Ness ucieknie od wspomnień i będzie omijać rodzinę Kaulitz'ów z daleka?
    Nurtuje mnie tylko pytanie dlaczego Kaulitz'owie wyjechali bez słowa? Nikt nie wiedział gdzie, po co i czy wrócą. Natomiast sądzę, że Ness nie powinna obwiniać do końca Bill'a za zaistniałą sytuację. Był dzieckiem, rodzice decydowali o jego życiu, musiał z nimi wyjechać co oczywiście nie zmienia faktu, że mógł zadzwonić, albo chociaż napisać...
    No cóż, poczekam wraz z moimi pytaniami na kolejny rozdział ;). Weny życzę, pozdrawiam :D.

    OdpowiedzUsuń